Logo pl.yachtinglog.com

Dawno, dawno temu na zachodzie: opowieści o Islandii

Spisu treści:

Dawno, dawno temu na zachodzie: opowieści o Islandii
Dawno, dawno temu na zachodzie: opowieści o Islandii

Ada Peters | Redaktor | E-mail

Wideo: Dawno, dawno temu na zachodzie: opowieści o Islandii

Wideo: Dawno, dawno temu na zachodzie: opowieści o Islandii
Wideo: Best Restaurants on Sanibel Island | Where to Eat in Fort Myers Florida 2024, Kwiecień
Anonim

Dzikie zachodnie wybrzeże Islandii stworzyło długą linię gawędziarzy, którzy przez tysiąclecia dzielili się opowieściami o superludzkich Wikingach i wścibskich duchach. Spotykamy ludzi podtrzymujących tradycję i krajobrazy, które ich inspirują.

Image
Image

Człowiek, który żyje z trollami

Jest jasny dzień, kiedy dwa trolle wyruszają w podróż. Śnieg siedzi w odległych górach, ale dolina jest zielona i pełna lata. Oszalałe włosy biegają w amoku nad bladymi twarzami, para kiwa się wesoło przez wzgórza. Ich podróż wkrótce gwałtownie się zatrzymuje - olbrzymia ręka wpada z góry i wbija je na firmament.

"To jest mój mały teatr", wyjaśnia Ingi Hans, oglądając drewniane lalki w teatrze, które wyczarował z kawałków złomu i używa, by bawić dzieci w rodzinnym mieście Grundarfjörður. Przewraca go na podłogę warsztatu - budynku znanego wszystkim w regionie jako Domek narratora - by dołączyć do innych akcesoriów, które zgromadził przez lata: starych bankomatów, latarni statków, blaszanych samochodów, oprawionych w skórę książek, vintage lalki Barbie nadal w swoich polach.

Ingi, cienki pas białej brody spływającej po podbródku, liżący mu czarodziejskiego czarodzieja, zbierał i opowiadał całe swoje życie. "Mój ojciec był rybakiem i każdego dnia odwiedzałem starca w porcie, który naprawiał sieci", mówi, z rękami splecionymi wokół świeżo zaparzonego kubka kawy. "Zawsze opowiadał historie. Mój ojciec wróciłby z morza do domu i chciałbym się nimi z nimi podzielić.

Drzwi otwierają się i wchodzi młody wnuczek, za którym wiał śnieg. Kieruje się prosto do teatru i zaczyna grać z trollami.
Drzwi otwierają się i wchodzi młody wnuczek, za którym wiał śnieg. Kieruje się prosto do teatru i zaczyna grać z trollami.

"Tutaj wszyscy jesteśmy gawędziarzami" - mówi Ingi. "Może to nasze celtyckie dziedzictwo, ale nasz krajobraz i długie zimy również mają wpływ. Zaczęliśmy zbierać mity, przywracać je do życia, aby pomóc nam przetrwać zimne noce.

Pytam go, czy wierzy w huldufólk, tajemniczy "ukryty lud" często niepoprawnie tłumaczony jako "elfy" po angielsku. "Nie mam zbyt dużego doświadczenia z nimi - mówi - ale jeśli odrzucasz wszystko, czego nie znasz, nie wierzysz w nic".

Wskazuje przez okno na ciemną górę za miastem. "I oczywiście mamy wielu trolli na Islandii i widzisz ich wszędzie." Śledzi palcami skaliste grzbiety górnych partii skały. "Tam jest żeński trolel".

Dama i magiczne sople

Droga z Grundarfjörður podąża za wybrzeżem na zachód, śliska, czarna i trwała w krainie mroku. Trudno jest dostrzec kolory w zimie na Snæfellsnes: sztywne złote źdźbła trawy wznoszą się przez śnieg na czarnych plażach dzwoniących na półwyspie; a grube łodygi, ociekające po skalnych ścianach, świecą turkusowo, jakby rozświetlone od wewnątrz. O świcie pasek różowego koloru elektrycznego ożywia chwilowo blade niebo nad Kirkjufellsfoss, stosem wodospadów strzeżonych przez góry w kształcie kapelusza czarownicy.

Woda wynurza się pod grubym kapturem lodu na krawędzi upadku, zbierając się w czarnych basenach poniżej. Złamane sople zaśmiecają ziemię niczym porzucone miecze. "Na Islandii mówimy, że sople to świece Grymali" - mówi Ragnhildur Sigurðardóttir, podążając po zamarzniętej ziemi. "Ona była ogriem, a jej 13 synów, Yule Lads, terroryzowało dzieci przez 13 dni przed Bożym Narodzeniem. Zjadła swoich pierwszych dwóch mężów.

Ragnhildur jako kierownik Parku Regionalnego Snæfellsnes jest zafascynowany powiązaniem krajobrazu z mitem. Podobnie jak wielu rodowitych Islandczyków, może ona wyśledzić swoje drzewo genealogiczne z powrotem do pierwszych osadników wikingów w kraju, którzy ponad tysiąc lat temu wiosłowali nad oceanem z Norwegii. "Islandia nie ma dziedzictwa architektonicznego, ale mamy dziedzictwo opowieści", mówi, ogniste włosy rozsiewane przez podnoszący się wiatr. "Możemy udać się w dowolne miejsce i dowiedzieć się, kto tam mieszkał, kto kochał, kto był ich wrogiem".
Ragnhildur jako kierownik Parku Regionalnego Snæfellsnes jest zafascynowany powiązaniem krajobrazu z mitem. Podobnie jak wielu rodowitych Islandczyków, może ona wyśledzić swoje drzewo genealogiczne z powrotem do pierwszych osadników wikingów w kraju, którzy ponad tysiąc lat temu wiosłowali nad oceanem z Norwegii. "Islandia nie ma dziedzictwa architektonicznego, ale mamy dziedzictwo opowieści", mówi, ogniste włosy rozsiewane przez podnoszący się wiatr. "Możemy udać się w dowolne miejsce i dowiedzieć się, kto tam mieszkał, kto kochał, kto był ich wrogiem".

Poszukiwacze przygód i pionierzy, a często także renegaci i wyrzutkowie społeczeństwa, ludzie, którzy dotarli na te brzegi, mieli naturalną skłonność do hiperboli i upiększali swoją reputację roszczeniami superludzkiej siły, aby chronić swoje gospodarstwa przed maruderami. Ich legenda stawała się coraz bardziej fantastyczna przy każdym kolejnym powtarzaniu przez pokolenia. Saga jednego z pierwszych osadników regionu, Bárður Snæfellsás, została po raz pierwszy napisana w XV wieku i opowiada o człowieku, którego ojciec był pół-olbrzymem i którego córka została zagoniona na lodzie do Grenlandii. Sam Bárður został półtrollowcem i mówi się, że mieszka na lodowcu Snæfellsjökull, na płaskim wulkanie, który kuca nad półwyspem Snæfellsnes.

"W naszych opowieściach i w naszej naturze jest dużo magii", mówi Ragnhildur, jako blade, pół-słoneczne słońce, ponad horyzontem. "Żyje w całej Islandii, ale szczególnie tutaj. Na każdej farmie, na każdej górze jest opowieść z odrobiną magii. Ludzie niechętnie rozmawiają o tym, ponieważ nie chcą wyglądać głupio … ale historie zawsze w końcu się ujawniają.
"W naszych opowieściach i w naszej naturze jest dużo magii", mówi Ragnhildur, jako blade, pół-słoneczne słońce, ponad horyzontem. "Żyje w całej Islandii, ale szczególnie tutaj. Na każdej farmie, na każdej górze jest opowieść z odrobiną magii. Ludzie niechętnie rozmawiają o tym, ponieważ nie chcą wyglądać głupio … ale historie zawsze w końcu się ujawniają.

Huldufólk i świecznik

Głęboka powódź amoniaku skrada się do nozdrzy, gdy Hildibrandur Bjarnason prowadzi przez Bjarnarhöfn. Hildibrandur jest najnowszym opiekunem gospodarstwa, które stało na tym patencie od ponad 1100 lat. Maszyny leżą w połowie zasypane śniegiem na polach, które schodzą w dół do szerokiej, zatoczonej wyspami zatoki. Dziewięćset lat temu kupcy z północno-zachodniej Anglii wylądowali tutaj, by kupić ryby, olej rybny i mięso. Odwiedzający nadal przychodzą dzisiaj, ale tylko dla jednego produktu: hákarl, Niesławny sfermentowany rekin Islandii.

Brązowe kawałki mięsa wiszą od krokwi w blaszanej stodole, otwartej na żywioły przez ostatnie cztery miesiące. Hildibrandur, policzki skubały czerwone i białe włosy zastraszone przez przenikliwy wiatr, kroiły listwą scyzoryk i próbowaliśmy: to nie jest nieprzyjemne, trochę jak bardzo dojrzały ser pleśniowy.
Brązowe kawałki mięsa wiszą od krokwi w blaszanej stodole, otwartej na żywioły przez ostatnie cztery miesiące. Hildibrandur, policzki skubały czerwone i białe włosy zastraszone przez przenikliwy wiatr, kroiły listwą scyzoryk i próbowaliśmy: to nie jest nieprzyjemne, trochę jak bardzo dojrzały ser pleśniowy.

Hildibrandur chce podzielić się innymi bogactwami Bjarnarhöfna z muzeum, które on i jego syn Guðjón założyli w jednej z oficyn. Jest wypełniony po brzegi artefaktami z ich rodziny, zebranymi pokoleniami po pokoleniu: nudziarzami nordydów; drewniana łódź rybacka; maszyny dziewiarskie; obuwie wykonane ze skóry rybiej; patelnie do gotowania ziemniaków; uprzęże, liny i narzędzia. "Nie planowaliśmy turystyki", mówi Guðjón, "ale ludzie zaczęli przychodzić, by spojrzeć, i rosła jak śnieżka".

Najcenniejsze posiadanie rodziny nie jest jednak eksponowane. Brwi Hildibrandura strzelają w podnieceniu, gdy rozmowa zwraca się do mieszkańców farmy. "Tutaj zarejestrowanych jest sześć osób", mówi, "ale wielu mieszka tutaj. Czuję je wokół i wiele osób je widziało.

Stoi przy oknie i patrzy w kierunku zatoki, ręce pochowane w workowatych dżinsach podwieszonych przez aparat ortodontyczny i opowiada krewnego, który dawno temu obudził się w nocy, by znaleźć huldu przy jej łóżku, prosząc o pomoc z żoną. praca. Poszła z nim, a dziecko przyszło i było zdrowe. Huldufólk byli biedni i mieli tylko świecznik, aby dać jako podziękowanie. "Kiedy się budzi - mówi Hildibrandur - ma krew na dłoniach, jej stopy są brudne, a świeca jest na stole." Wyjmuje komórkę i pokazuje mi zdjęcie mosiężnego świecznika. "Rodzina nadal to ma. Jest zawsze wypolerowany i znajduje się pośrodku stołu, a przynosi szczęście. "
Stoi przy oknie i patrzy w kierunku zatoki, ręce pochowane w workowatych dżinsach podwieszonych przez aparat ortodontyczny i opowiada krewnego, który dawno temu obudził się w nocy, by znaleźć huldu przy jej łóżku, prosząc o pomoc z żoną. praca. Poszła z nim, a dziecko przyszło i było zdrowe. Huldufólk byli biedni i mieli tylko świecznik, aby dać jako podziękowanie. "Kiedy się budzi - mówi Hildibrandur - ma krew na dłoniach, jej stopy są brudne, a świeca jest na stole." Wyjmuje komórkę i pokazuje mi zdjęcie mosiężnego świecznika. "Rodzina nadal to ma. Jest zawsze wypolerowany i znajduje się pośrodku stołu, a przynosi szczęście. "

Guðjón uśmiecha się nieco sceptycznie do uśmiechu człowieka, który słyszał tę historię wiele razy, ale przyznaje, że dawne wierzenia mają sposób, by wytrzymać tutaj, na odległej farmie w odległym zakątku odległej wyspy daleko nad Atlantykiem. "Na farmie jest wiele rzeczy, których nie potrafimy wyjaśnić", upomina Hildibrandur, wyruszając z powrotem, aby nakarmić zwierzęta. "Kiedy podążamy za owcami, dlaczego nagle odwraca się bez powodu? To jest huldufólk. "Z tym, on jest za drzwiami. Oglądamy go, jak przechodzi przez śnieg do kaczek i kur. Być może nie tylko my się przyglądamy.

Rolnik i święty Graal

Kilka godzin jazdy na północ wzdłuż pomarszczonej linii brzegowej leży kawałek ziemi jeszcze bardziej odcięty niż Snæfellsnes. Pokryte mgłą góry, przez które można godzinami podróżować, nie widząc innej duszy, ustępują szerokim dolinom wyznaczonym rzekami, których wody nie płyną do późnej wiosny. Niewielkie stada islandzkich koni stoją na zamarzniętych polach, grzebiąc w śniegu lub zbierając się, żeby skubać bele siana.

Na wybrzeżu Atlantyku wybrzeże edenu kipi na wietrze, spędzając zimę daleko od lądu. W maju będą latać do Zatoki Breiðafjörður, zrzucać pióra i budować gniazda dla swoich jaj. Czekam na nich co roku Snorri Victor Gylfason.
Na wybrzeżu Atlantyku wybrzeże edenu kipi na wietrze, spędzając zimę daleko od lądu. W maju będą latać do Zatoki Breiðafjörður, zrzucać pióra i budować gniazda dla swoich jaj. Czekam na nich co roku Snorri Victor Gylfason.

Co najmniej 30 pokoleń rodziny Snorri mieszkało i pracowało w Skarð, farmie o powierzchni 8000 hektarów, w tym 67 wyspach szczególnie atrakcyjnych dla edredonów. Latem rodzina wychodzi na wyspy, zastępuje gniazda z piór wełną i rekolekcje w warsztacie rolniczym, gdzie do wypełnienia pościeli używa się miękkiego puchu. Rolls-Royce z kołdrą, kołdra z kaczego pucharu, sprzedaje się za 3,000,000 koron (20 000 funtów).

A jednak pióra mogą być najmniej cenną rzeczą w Skarð. Snorri wyciąga duży żelazny klucz i otwiera drzwi do małego kościoła za warsztatem. Otwiera się, ukazując drewniane ławki, zakrzywiony sufit z gwiazdami i wyszukany rzeźbiony ołtarz, upragniony przez Narodowe Muzeum Islandii. "Rząd zawsze stara się zdobyć nasze rzeczy, ale nie pozwolimy im na to" - mówi Snorri ze śmiechem.
A jednak pióra mogą być najmniej cenną rzeczą w Skarð. Snorri wyciąga duży żelazny klucz i otwiera drzwi do małego kościoła za warsztatem. Otwiera się, ukazując drewniane ławki, zakrzywiony sufit z gwiazdami i wyszukany rzeźbiony ołtarz, upragniony przez Narodowe Muzeum Islandii. "Rząd zawsze stara się zdobyć nasze rzeczy, ale nie pozwolimy im na to" - mówi Snorri ze śmiechem.

Historia rodziny jest zapisana w książce wykonanej ze skóry cielęcej, która jest obecnie przechowywana w muzeum narodowym i opowiada opowieści o angielskich piratach, norweskich królach, niewolnikach i złodziejach, ścięciach i zdradach. Jego przodkowie z pewnością wzięli po drodze trochę bibelotów. Snorri wyciąga 400-letnią szatę kapłana ("Muzeum narodowe nam powiedziało, przynajmniej przechowuj ją w szafce, żeby się nie zepsuła") i poobijane stare skrzypce ("tylko siedem pokoleń"). Na koniec zapisuje swój ulubiony przedmiot: złoty kielich. "To właśnie nazywam Świętym Graalem. Uważamy, że osadnicy przywieźli go ze sobą w 900 r. Cała rodzina ma swój pierwszy drink wina z tego kielicha. Nie używamy kryształu - to dla biednych ludzi! "Śmieje się ponownie. "Ale nie interesuje mnie chrześcijańska historia. Bardziej interesuje mnie Odin i Thor, i wszyscy ci faceci.

On pieczętuje kościół i wraca do pracy: niektóre z 600-osobowego stada owiec z farmy czekają, aby zostać zapędzonym do środka na noc. Moje nieuniknione pytanie o huldufólk zostaje powitane z uśmiechem. "Jest wiele opowieści o nich" - mówi. Oczywiście wszystkie one są prawdziwe.
On pieczętuje kościół i wraca do pracy: niektóre z 600-osobowego stada owiec z farmy czekają, aby zostać zapędzonym do środka na noc. Moje nieuniknione pytanie o huldufólk zostaje powitane z uśmiechem. "Jest wiele opowieści o nich" - mówi. Oczywiście wszystkie one są prawdziwe.

Przechadzamy się do zatoki, z przerwą w chmurach rzucając eteryczny snop światła na wody przed nami. "Ale dzięki długiej historii farmy i kościoła oraz wszystkim tym, co się tu wydarzyło, wszyscy w tej rodzinie naprawdę boją się duchów" - mówi. "Dziwne rzeczy ciągną się przez cały czas. Ludzie myślą, że są śledzeni w ciemne noce. Jeśli dzieje się coś złego, ludzie mówią, że to Skarðskata, duch Skarð.

Nie chcąc spotkać się z Skarðskatą, spieszmy do domu przed zmrokiem, konie farmy w milczeniu patrzą z pól, gdy mijamy.

Kapłan i ciemny brzeg

Kościół w Búðir nadal jest bardzo pracowity, a nie depozytariuszem skarbów rodziny. Prosta drewniana kapliczka, z widokiem na góry i Atlantyk ryczący na pobliskiej plaży stała się popularnym miejscem ślubów, a wielebny Páll Ágúst właśnie zakończył małżeństwo z młodą brytyjską parą, przyciągniętą do dzikich terenów zachodniej Islandii. "Tu jest naprawdę surowo" - mówi, układając się w ławkę. "Ludzie tacy jak oni są w szczerym polu".

Lokalne przekonanie mówi, że Páll dzieli pola lawy otaczające swój kościół z wieloma huldufólkami. "Sam w to nie wierzę" - mówi z pogodnym uśmiechem. "Ale wiara w Boga nie musi wykluczać wiary w huldufólk." Zamyka na cały dzień, gotów odwiedzić jeden z siedmiu kościołów w swojej parafii. "Islandczycy to fantastyczni gawędziarze" - mówi. "A huldufólk to wspaniała historia. Kiedy mieszkasz na wsi bez połączenia z większą częścią świata, łatwo uwierzyć w coś, co żyje na wietrze lub w czasie burzy.
Lokalne przekonanie mówi, że Páll dzieli pola lawy otaczające swój kościół z wieloma huldufólkami. "Sam w to nie wierzę" - mówi z pogodnym uśmiechem. "Ale wiara w Boga nie musi wykluczać wiary w huldufólk." Zamyka na cały dzień, gotów odwiedzić jeden z siedmiu kościołów w swojej parafii. "Islandczycy to fantastyczni gawędziarze" - mówi. "A huldufólk to wspaniała historia. Kiedy mieszkasz na wsi bez połączenia z większą częścią świata, łatwo uwierzyć w coś, co żyje na wietrze lub w czasie burzy.

Wyjeżdża w swoim samochodzie, a ja idę za nim wzdłuż wybrzeża, zatrzymując się na plaży w Djúpalónssandur. Stroma ścieżka prowadzi od klifów przez naturalny łuk skalny do brzegu, niczym brama do podziemi. Czarne kamyki błyszczące jak perły pokrywają plażę usłaną kośćmi brytyjskiego trawlera, zniszczoną podczas burzliwej nocy w 1948 roku, a większość załogi straciła. Wschodząca fala rozbija się o stosy skał, które wystają z oceanu, a wiatr wieje w głąb lądu w upiornych formacjach. W pogłębiającym się półmroku krzyki mew krążących powyżej brzmią coraz bardziej jak krzyki, a ciemne klify wychodzące za plażę są nagle groźne, barierą dla bezpiecznego przejścia. Czas na to.

Cztery owce pojawiają się na plaży, szturchając rdzewiejący metal rozbitej łodzi rybackiej. Spoglądają w górę i wpatrują się w siebie, potem odwracają się i przechodzą przez przełęcz w jednym pliku: białe owce, czarne owce, białe owce, czarne owce. Wspinając się, kilka razy zatrzymują się i odwracają głowy, jakby chciały sprawdzić, czy wciąż jestem w tyle. Wynurzając się przez łuk skalny i dostarczony z powrotem do sanktuarium wysokich wzgórz, stwierdzam, że zniknęli.
Cztery owce pojawiają się na plaży, szturchając rdzewiejący metal rozbitej łodzi rybackiej. Spoglądają w górę i wpatrują się w siebie, potem odwracają się i przechodzą przez przełęcz w jednym pliku: białe owce, czarne owce, białe owce, czarne owce. Wspinając się, kilka razy zatrzymują się i odwracają głowy, jakby chciały sprawdzić, czy wciąż jestem w tyle. Wynurzając się przez łuk skalny i dostarczony z powrotem do sanktuarium wysokich wzgórz, stwierdzam, że zniknęli.

Pozdrawiam bogów zarówno chrześcijańskich, jak i nordyckich, mężczyzn i huldufólków, duchy i trolle, a potem wsiadam do samochodu i odjeżdżam.

Artykuł ukazał się w magazynie Lonely Planet Traveller Magazine w grudniu 2016 roku (Wielka Brytania). Zapisz się tutaj lub pobierz swoją cyfrową wersję teraz w iTunes lub Google Play.

Amanda Canning udała się na Islandię dzięki wsparciu Discover the World (discover-the-world.co.uk). Dostawcy Lonely Planet nie akceptują gratisy w zamian za pozytywne pokrycie.

Zalecana: