Logo pl.yachtinglog.com

Antarktyda przez rejs: podróż do innego świata

Spisu treści:

Antarktyda przez rejs: podróż do innego świata
Antarktyda przez rejs: podróż do innego świata

Ada Peters | Redaktor | E-mail

Wideo: Antarktyda przez rejs: podróż do innego świata

Wideo: Antarktyda przez rejs: podróż do innego świata
Wideo: Easter Island and Tapati Festival Vlog - 8-16 February 2020 2024, Kwiecień
Anonim

Rejs na wyprawę po Antarktydzie to nie tylko przypadkowa lista rzeczy do zrobienia - Biały Kontynent ma moc i jedyne w swoim rodzaju piękno, które utrzymują się długo po tym, jak opuściłeś zamarznięte, pokryte kroplami pingwiny. Znajdź swoje miejsce na planecie, gdzie natura miała najlepszy moment.

Image
Image

"Drake Shake"

Statek przechyla się z boku na bok. Sztućce zsuwają się ze stołów, dziwne talerze rozbijają się i inni pasażerowie chodzą wokół, jakby uderzali wódką na pokładzie Akademik Ioffe, wzmocnionego lodem rosyjskiego statku polarnego. To jest to, że jest to osławiony "Drake Shake", o którym nas ostrzegano: bezwzględne, kołyszące się falowanie, które odsłania horyzont i ocean. Pożegnaliśmy Ushuaię, wypłynęliśmy z kanału Beagle, a teraz uderzyliśmy w otwarte wody - nie tylko w otwarte wody, ale w falowane, szerokie na 600 mili Drake Passage, najcięższy odcinek wody na planety, gdzie zderzają się Południowy Ocean Atlantycki i Ocean Spokojny.

Sięgając od krańca Ameryki Południowej na Antarktydę, cieśnina nigdy nie płynęła gładko. Rzeczywiście, raz chłodziły serca nieustraszonych żeglarzy, z potężnymi falami i okrutnymi burzami, które rzucały statkami jak papierowymi lalkami, uniemożliwiając im od czasu do czasu dotarcie do właściwego kontynentu. Największy z marynarzy z XVI wieku, Sir Francis Drake, nadał temu miejscu nazwę, ale Willem Schouten pierwszy raz przekroczył ją w 1616 roku, zaokrąglając i nazywając przylądek Horn.
Sięgając od krańca Ameryki Południowej na Antarktydę, cieśnina nigdy nie płynęła gładko. Rzeczywiście, raz chłodziły serca nieustraszonych żeglarzy, z potężnymi falami i okrutnymi burzami, które rzucały statkami jak papierowymi lalkami, uniemożliwiając im od czasu do czasu dotarcie do właściwego kontynentu. Największy z marynarzy z XVI wieku, Sir Francis Drake, nadał temu miejscu nazwę, ale Willem Schouten pierwszy raz przekroczył ją w 1616 roku, zaokrąglając i nazywając przylądek Horn.

"Obiecuję, że będziemy rock and rolla", mówi lider ekspedycji Boris Wise ze świadomym uśmiechem. "Mam na myśli coś takiego jak ACDC". W Skali Beauforta znajdujemy się na pełnym morzu i silnych wichurach, a mimo, że jeszcze nie walczymy w głowę, z pewnością kołysamy się spać na łożu tej nocy. Ale słysząc weteranów antarktycznych opowieści o horrorze podróżnika, wydaje się, że zostaliśmy lekko zwolnieni. Kiedy ocean jest najbardziej zdradziecki, fale mogą nawet dotrzeć do górnego pokładu, prawie przełykając cały statek, jak mi powiedziano.

"Musisz zarobić na Antarktydzie - Drake to twój bilet wstępu, to rytuał przejścia" - mówi dr Ari Friedlaender, biolog na statku i profesor nadzwyczajny w Marine Mammal Institute w Oregon State University (mmi.oregonstate.edu). Ari jest jednym z wielu ekspertów, którzy bawią i kształcą nas na dwudniowej przeprawie Drake, z fascynującymi ciekawostkami na wszystko, od zachowania humbaków po to, jak powiedzieć gentoo od pingwina z Chin. Między wykładami poznajemy się nawzajem - wielu w podróży, podobnie jak ja, odwiedza ich siódmy kontynent. A kiedy kołysanie chwilowo ustępuje, wyruszamy na pokład, wpatrując się w bezkresny ocean i od czasu do czasu burzowe petardy lub wędrujące albatrosy opanowujące wiatry na samotnym niebie.
"Musisz zarobić na Antarktydzie - Drake to twój bilet wstępu, to rytuał przejścia" - mówi dr Ari Friedlaender, biolog na statku i profesor nadzwyczajny w Marine Mammal Institute w Oregon State University (mmi.oregonstate.edu). Ari jest jednym z wielu ekspertów, którzy bawią i kształcą nas na dwudniowej przeprawie Drake, z fascynującymi ciekawostkami na wszystko, od zachowania humbaków po to, jak powiedzieć gentoo od pingwina z Chin. Między wykładami poznajemy się nawzajem - wielu w podróży, podobnie jak ja, odwiedza ich siódmy kontynent. A kiedy kołysanie chwilowo ustępuje, wyruszamy na pokład, wpatrując się w bezkresny ocean i od czasu do czasu burzowe petardy lub wędrujące albatrosy opanowujące wiatry na samotnym niebie.

Pojawia się Antarktyda

Możesz mdleć nad zdjęciami w błyszczących czasopismach i oglądać filmy dokumentalne w telewizji, ale nic tak naprawdę nie przygotowuje cię do rzeczywistości Antarktydy. To miejsce, które musisz zobaczyć własnymi dwojgiem oczu, poczuć, oddychać. Uświadamiam to sobie natychmiast, gdy tylko podniosę zasłony w mojej kabinie i poczuję falę podniecenia nade mną - tam jest, rozłożona przede mną w całej wciąż jeszcze rozlanej chwały.

To, co budzimy, to rześkie błękitne niebo, falowanie ciemnych, zasypanych śniegiem gór i przyjęcie powitalne w Zatoce Fournier w kształcie 30 humbaki, które dmuchają, łamią i nurkują zapierająco blisko statku, by zsynchronizować nasz chór . wow i szaleńcze klikanie kamery. Wskakujemy na pokład zodiaku na rejs po zatoce, dryfując obok futrzanych fajek chłodzących się na górach lodowych, niepomny naszej obecności i otwartych paszczy lampartów - potężnych drapieżników o wadze do 300 kg i lubiących przekąski na pingwinach.

Wszystko to jest tylko wstęp do głównego aktu tego popołudnia na wyspie Cuverville, gdzie znajduje się kolonia około 15 000 pingwinów gentoo - jednego z największych w Antarktyce. Dopiero wtedy wiem, że naprawdę przybyłem na Antarktydę. Gentoos morświn ze zdumiewającą prędkością obok naszego Zodiaka. Chociaż nie są tak wdzięczni na lądzie, są znacznie bardziej komiczni - klaunów świata pingwinów, trąbiąc jak klaksony i skowiąc z głową w dół lodowatych stoków. Są też naturalnie ciekawi. Trzymam z szacunkiem dystans, ale jeden podchodzi, żeby mnie sprawdzić, dziobiąc gumowce i szarpiąc moje spodnie. Większość gentoos to ich zwykli pijawki, figlarne jaźnie, ale garstka z nich ma zły dzień z włosami, przypominający wybuchające poduszki, gdy przechodzą coroczne katastrofalne wylinki.
Wszystko to jest tylko wstęp do głównego aktu tego popołudnia na wyspie Cuverville, gdzie znajduje się kolonia około 15 000 pingwinów gentoo - jednego z największych w Antarktyce. Dopiero wtedy wiem, że naprawdę przybyłem na Antarktydę. Gentoos morświn ze zdumiewającą prędkością obok naszego Zodiaka. Chociaż nie są tak wdzięczni na lądzie, są znacznie bardziej komiczni - klaunów świata pingwinów, trąbiąc jak klaksony i skowiąc z głową w dół lodowatych stoków. Są też naturalnie ciekawi. Trzymam z szacunkiem dystans, ale jeden podchodzi, żeby mnie sprawdzić, dziobiąc gumowce i szarpiąc moje spodnie. Większość gentoos to ich zwykli pijawki, figlarne jaźnie, ale garstka z nich ma zły dzień z włosami, przypominający wybuchające poduszki, gdy przechodzą coroczne katastrofalne wylinki.
Nastrój na Akademik Ioffe jest tak dynamiczny, jak różowy świt podnosi zasłonę w kolejny oślepiający dzień - zostaliśmy pobłogosławieni nie tylko wspaniałą pogodą w tym sezonie, ale także przywilejem zwiedzania stacji Palmer (pal.lternet.edu ) na Anvers Island, najmniejszej z trzech stacji badań antarktycznych w Stanach Zjednoczonych. Tutaj naukowcy badają wszystkie aspekty ekosystemu morskiego, od siedlisk lodu morskiego po miejsca gniazdowania. Na mniej wysokim poziomie, stacja Palmer jest także miejscem, w którym można zdobyć paszport i zjeść najlepsze ciasteczka po tej stronie Ameryki Południowej.
Nastrój na Akademik Ioffe jest tak dynamiczny, jak różowy świt podnosi zasłonę w kolejny oślepiający dzień - zostaliśmy pobłogosławieni nie tylko wspaniałą pogodą w tym sezonie, ale także przywilejem zwiedzania stacji Palmer (pal.lternet.edu ) na Anvers Island, najmniejszej z trzech stacji badań antarktycznych w Stanach Zjednoczonych. Tutaj naukowcy badają wszystkie aspekty ekosystemu morskiego, od siedlisk lodu morskiego po miejsca gniazdowania. Na mniej wysokim poziomie, stacja Palmer jest także miejscem, w którym można zdobyć paszport i zjeść najlepsze ciasteczka po tej stronie Ameryki Południowej.
Przyroda zbliża się tego popołudnia, gdy nasz statek przeciska się przez wąski, jednostronny kanał Lemaire, nazywany "Kodak Gap". Jest to śmiesznie piękne miejsce, z górami przypominającymi kły, żyjącymi ponad szklistymi wodami.Na pokładzie, gdy gramy spot-the-pingwin i spot-the-seal po raz szesnasty, rozmawiam z doświadczoną podróżniczką polarną, która mówi mi, że po raz pierwszy przyjechała na Antarktydę po dziką przyrodę, a teraz wraca po lód. Nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego do tego popołudnia, po zjedzeniu Zodiaku "Cmentarza Lodowej Góry" wokół wyspy Pléneau.
Przyroda zbliża się tego popołudnia, gdy nasz statek przeciska się przez wąski, jednostronny kanał Lemaire, nazywany "Kodak Gap". Jest to śmiesznie piękne miejsce, z górami przypominającymi kły, żyjącymi ponad szklistymi wodami.Na pokładzie, gdy gramy spot-the-pingwin i spot-the-seal po raz szesnasty, rozmawiam z doświadczoną podróżniczką polarną, która mówi mi, że po raz pierwszy przyjechała na Antarktydę po dziką przyrodę, a teraz wraca po lód. Nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego do tego popołudnia, po zjedzeniu Zodiaku "Cmentarza Lodowej Góry" wokół wyspy Pléneau.

Jak sama nazwa wskazuje, cmentarz jest tam, gdzie góry lodowe osiadły na mieliźnie i powoli topnieją. A jakie są góry lodowe - niektóre to małe bergy i growlery, inne wielkie jak zamki lub wyskakujące jak gigantyczne grzyby. Mogę tylko dostrzec kajakarzy przepływających przez zuchwały lód w oddali. "Pieczęć lamparta raz uściskała niedźwiedzia i ruszyła w dalszą podróż" - mówi nasz przyrodnik Derek Kyostia, kiedy wracamy na statek, dzień blaknie pastelowego zmierzchu.

Lądowanie kontynentalne

Są chwile, na które czeka się przez całe życie, a stąpanie po Antarktydzie jest tam wysoko. Naszym celem jest Neko Harbor i po raz kolejny narysowaliśmy asa, jeśli chodzi o pogodę. Gdy nasz Zodiak ląduje, pierwsze słońce zaczyna skradać się po górskich grzbietach i łydkach lodowców z gigantycznym hukiem, po którym następuje fala, która wysyła rezydentów gentoos pędzących po śnieżnej plaży w kłębach piór. Wszystko wydaje się być świeżo upieczone w zamarzniętej ciszy poranka, gdy spacerujemy w cudownych minionych pingwinach przesuwających się po lodzie i wspinających się na górę, która otwiera widok na podkowę.

Właśnie wtedy, gdy wydaje się, że Antarktyda nie jest już tak niesamowicie piękna, przybywamy do Wilhelmina Bay, czyli "Whalhelmina" do tych, którzy znają z powodów, które szybko stają się oczywiste. "Wilhelmina to najpiękniejsze miejsce na ziemi" - mówi Ari. I tak właśnie jest. Otoczenie jest tak wzniosłe, że przyciąga mimowolne westchnienia cudu - idealnie spokojne wody utrzymują lustro w pokrytych śniegiem górach, które ciężko pofruwają nad zatoką, lodowce rozlewają się po bokach niczym rozbita beza. Potem cisza zostaje przerwana przez echo, które brzmi jak tysiąc fajki oczyszczających się jednocześnie. To garbus i przyniósł ze sobą kilku kolegów. Nagle jesteśmy blisko i osobiście z tymi gigantami głębin, którzy wydają się wystawiać spektakl dla naszej korzyści. Oglądamy oczarowane, kiedy lobują, dając nam błysk ich przywiązań - wzory ogonków używane do identyfikacji ich jak odciski palców. Niektóre odpoczywają i chrząkają blisko powierzchni, inne są karmione siatką bąbelkową, krążą pod wodą i dmuchają w pęcherzyki, aby zmusić swoją ofiarę bliżej powierzchni. "Dziewiątej" - ktoś płacze, a my wszyscy odwracamy się, by zobaczyć jak strumienie tryskają jak ogromne fontanny, oświetlone późnym popołudniowym słońcem.
Właśnie wtedy, gdy wydaje się, że Antarktyda nie jest już tak niesamowicie piękna, przybywamy do Wilhelmina Bay, czyli "Whalhelmina" do tych, którzy znają z powodów, które szybko stają się oczywiste. "Wilhelmina to najpiękniejsze miejsce na ziemi" - mówi Ari. I tak właśnie jest. Otoczenie jest tak wzniosłe, że przyciąga mimowolne westchnienia cudu - idealnie spokojne wody utrzymują lustro w pokrytych śniegiem górach, które ciężko pofruwają nad zatoką, lodowce rozlewają się po bokach niczym rozbita beza. Potem cisza zostaje przerwana przez echo, które brzmi jak tysiąc fajki oczyszczających się jednocześnie. To garbus i przyniósł ze sobą kilku kolegów. Nagle jesteśmy blisko i osobiście z tymi gigantami głębin, którzy wydają się wystawiać spektakl dla naszej korzyści. Oglądamy oczarowane, kiedy lobują, dając nam błysk ich przywiązań - wzory ogonków używane do identyfikacji ich jak odciski palców. Niektóre odpoczywają i chrząkają blisko powierzchni, inne są karmione siatką bąbelkową, krążą pod wodą i dmuchają w pęcherzyki, aby zmusić swoją ofiarę bliżej powierzchni. "Dziewiątej" - ktoś płacze, a my wszyscy odwracamy się, by zobaczyć jak strumienie tryskają jak ogromne fontanny, oświetlone późnym popołudniowym słońcem.
Tym, co tak naprawdę kołysze Ariego, jest nauka przeprowadzana w Wilhelmina Bay. "Dzisiaj widziałem około 120 humbaków" - mówi. "Wilhelmina jest wyjątkowa, ponieważ przyciąga dużo kryla zarówno latem, jak i zimą, więc wiele drapieżników z kryla przybywa tu, aby nakarmić. Wieloryby humbaki, foki crabeater, foki i minke używają zatoki o różnych porach roku i niewiarygodnie dużej liczbie. To raj dla dzikiej przyrody, którą odwiedzamy na Antarktydzie. Z roku na rok korzystamy z willi Wilhelmina, aby umieszczać znaczki na wielorybach, aby zobaczyć, jak żywi się, o której porze dnia i jak często, i daje nam to naprawdę silną wskazówkę, jak ważna jest ta okolica dla zwierząt. Tagi są naprawdę zadbane, przyczepiają się do wieloryba przyssawką, pozostają włączone przez około 24 godziny i mają ten sam rodzaj czujników, który masz w smartfonie, który podaje skok, przechył i pozycję wieloryba w trzech wymiary. "
Tym, co tak naprawdę kołysze Ariego, jest nauka przeprowadzana w Wilhelmina Bay. "Dzisiaj widziałem około 120 humbaków" - mówi. "Wilhelmina jest wyjątkowa, ponieważ przyciąga dużo kryla zarówno latem, jak i zimą, więc wiele drapieżników z kryla przybywa tu, aby nakarmić. Wieloryby humbaki, foki crabeater, foki i minke używają zatoki o różnych porach roku i niewiarygodnie dużej liczbie. To raj dla dzikiej przyrody, którą odwiedzamy na Antarktydzie. Z roku na rok korzystamy z willi Wilhelmina, aby umieszczać znaczki na wielorybach, aby zobaczyć, jak żywi się, o której porze dnia i jak często, i daje nam to naprawdę silną wskazówkę, jak ważna jest ta okolica dla zwierząt. Tagi są naprawdę zadbane, przyczepiają się do wieloryba przyssawką, pozostają włączone przez około 24 godziny i mają ten sam rodzaj czujników, który masz w smartfonie, który podaje skok, przechył i pozycję wieloryba w trzech wymiary. "

Płyniemy tego popołudnia do zatoki Cierva, gdzie formacje lodowe przegradzają z ich skalą i kształtami. Zodiakowie przemknęli obok górskich hoteli, ich łuki lśniły opalizującym błękitem, a futro, lampart i foczki Weddella stały na lodzie. Ognisty zachód słońca, kiedy wracamy na statek, to wisienka na torcie.

Image
Image

Whalers Bay & Half Moon Island

Obecnie na Antarktydzie kładzie się duży nacisk na konserwację i ekologiczne wyprawy, których celem jest stworzenie ambasadorów przyrody i pozostawienie jedynie śladów, ale nie zawsze tak było. Płynąc do kaldery czynnego wulkanu, wsiadamy na Zodiak, by popłynąć na popielatą plażę Whalers Bay na Deception Island. Komercyjne wielorybnictwo dziesiątkowało populację wielorybów, a relikty wielorybniczej stacji od 1906 do 1930 r. Zostały zniszczone przez czas i żywioły. Teraz plaża została przejęta przez foki, które obijają się wokół zardzewiałych zbiorników paliwa, walczą w wodzie i kora i ścigają każdego, kto podejdzie o krok za blisko. W przypływie szaleństwa z ostatniego dnia w Antarktyce, rozebraliśmy się do strojów kąpielowych dla "Polarnego skurczenia się", który jest raczej szumem i pluskiem niż pływanie w lodowatej wodzie o temperaturze 2 ° C.

Half Moon Island to nasz ostatni przystanek i witają nas spore kolonie pingwinów z brodą, kaczątko i skakanie po żwirowej zatoce, ciesząc się widokiem z góry - tak jak my - otoczonym skalistymi wieżyczkami i wieżyczkami. Rzucam ostatnie spojrzenie na Antarktydę, zagubioną w tej chwili. Krajobraz jest tak nieskazitelny, a pingwiny są całkowicie pochłonięte prowadzeniem własnych interesów. Jest to natura w jej najczystszej postaci, w której rządzą zwierzęta, a my właśnie przechodzimy. Drake czeka na nasz powrót do cywilizacji. Ale wszyscy zgadzamy się, że już nigdy nie będziemy tacy sami - Antarktyda zmieni cię i pozostanie z tobą na zawsze.
Half Moon Island to nasz ostatni przystanek i witają nas spore kolonie pingwinów z brodą, kaczątko i skakanie po żwirowej zatoce, ciesząc się widokiem z góry - tak jak my - otoczonym skalistymi wieżyczkami i wieżyczkami. Rzucam ostatnie spojrzenie na Antarktydę, zagubioną w tej chwili. Krajobraz jest tak nieskazitelny, a pingwiny są całkowicie pochłonięte prowadzeniem własnych interesów. Jest to natura w jej najczystszej postaci, w której rządzą zwierzęta, a my właśnie przechodzimy. Drake czeka na nasz powrót do cywilizacji. Ale wszyscy zgadzamy się, że już nigdy nie będziemy tacy sami - Antarktyda zmieni cię i pozostanie z tobą na zawsze.

Zrób to

Specjaliści od rejsów antarktycznych mogą pomóc podróżującym w wyborze tras i kabin, a wielu z nich może również zarezerwować loty i zorganizować transport w Argentynie. Większość rejsów po Antarktydzie odjeżdża z Ushuaia w Argentynie.Aerolíneas Argentinas (aerolineas.com.ar) obsługują bezpośrednie loty między Buenos Aires lub El Calafate a międzynarodowym portem lotniczym Ushuaia (aeropuertoushuaia.com). Sezon wycieczkowy w Antarktyce trwa od listopada do marca (lato australijskie i wczesna jesień). Marzec to najlepszy czas na zobaczenie ssaków morskich.

Kerry Christiani udał się na Antarktydę dzięki wsparciu One Ocean Expeditions (oneoceanexpeditions.com) i Swoop Antarctica (swoop-antarctica.com). Dostawcy Lonely Planet nie akceptują gratisy w zamian za pozytywne pokrycie.

Zalecana: